W naszej spółdzielni innowacje nie mają końca. Przegląd nieistniejącej instalacji? Proszę bardzo! Bo przecież jak coś nie istnieje, to tym bardziej trzeba to kontrolować – w końcu nigdy nie wiadomo, kiedy się pojawi. A mieszkańcy? No cóż, płacą – bo kto bogatemu zabroni?
Konserwacja? Oczywiście, że jest. Na papierze. W praktyce – niekoniecznie. Ale za to naprawy są realizowane! Tyle że… płacimy za nie osobno. Czyli płacimy za coś, co miało być już opłacone. Sprytne? Bardzo.
A umowy? Zamiast krótkoterminowych, które można renegocjować i kontrolować, mamy wieloletnie. Przykład? Ochrona. Aneksowana tyle razy, że już nikt nie pamięta, kto to zatwierdzał. Ale spokojnie – Rada Nadzorcza czuwa. Uchwala plan, za który płacą mieszkańcy. Transparentność pełną gębą.
I na koniec wisienka: sąsiedzi zza miedzy, w takich samych blokach, płacą o 200 zł mniej. Ale przecież nie mają tej samej jakości usług – nie mają przeglądów rzeczy, które nie istnieją!





